AKADEMIA PANA KLEKSA
Nazywam się Adam Niezgódka. Mam 10 lat i 4 miesiące. To właśnie ja postanowiłem opowiedzieć Wam o Akademii Pana Kleksa. W domu nic mi sie nigdy nie udawało. Zawsze spóźniałem się do szkoły, nigdy nie zdążyłem odrobić lekcji i miałem gliniane ręce. Tata nigdy nie miał dla mnie czasu a mama nazywała mnie niezdarą. Koledzy w szkole i na podwórku nie zapraszali mnie do swoich zabaw, ponieważ podobno przynosiłem im pecha. Zresztą te zabawy wydawały mi się strasznie nudne i naprawdę to wolałem od nich ciekawą książkę. Marzyłem o tym, aby przeżyć jakąś wielką przygodę, ale w gruncie rzeczy bałem się, że rzeczywiście jestem chłopcem zupełnie do niczego. Tak było aż do dnia w którym ... ale zobaczycie to sami".
"Szanowni państwo, za chwilę będziecie mieli możliwość obejrzenia prawdopodobnie najlepszej akademii, jaka kiedykolwiek miała miejsce w tej sali" - tymi oto słowami przywitał zebranych na premierze filmu "Akademia Pana Kleksa" Piotr Fronczewski. Zebrał za to dość burzliwe brawa. "Nie sądziłem wtedy że do końca życia, a pewnie i w zaświatach, będę kojarzony z rolą Ambrożego Kleksa." wspomni aktor o tym wydarzeniu w swoim bardzo długim wywiadzie spisanym w książce.
Świat Młodych tak pisał w swoim wtorkowym "Gwiazdozbiorze" (notka pochodzi ze Świata Młodych wydanego 1 czerwca 1982 roku) o tym filmie:
"W zespole filmowym Zodiak, reżyser filmu - Krzysztof Gradowski, wziął na "warsztat" "Akademię Pana Kleksa" wg powieści Jana Brzechwy. Film zupełnie odmienny bo oprócz aktorów zawodowych m.in. Piotra Fronczewskiego jako Pana Kleksa, Gustawa Holoubka jako Golarza Filipa (tak, to nie pomyłka - przepisałem to co napisali w gazecie - być może potem reżyser zmienił zdanie bo to wszystko było w fazie projektów wstępnych), wystąpi 29 amatorów - chłopców ze szkół warszawskich. Ponadto niektóre sceny zastąpione zostaną animacją oraz lalkarstwem, ale najważniejsze jest to że to będzie musical - pełen tańca i piosenek, którymi są znane wierszyki Brzechwy z muzyką Andrzeja Korzyńskiego"
Warto wiedzieć iż sam pomysł powstał dziesięć lat przed premierą, kiedy to reżyser, zaczął przygotowywać dokumentację, napisał scenariusz oraz tekst do większości piosenek. Był też autorem projektów plastycznych a sama czołówka muzyczna Akademii przygotowana przez Andrzeja Korzyńskiego jest w pewnej części aluzją do "Gwiezdnych Wojen". Kamera nachyla się nad biurkiem pisarza, który maczając pióro w kałamarzu, pisze tytuł książki. Nagle atramentowy kleks, niespodziewanie uwolniwszy się z czubka pióra, zaczyna żyć własnym życiem. Rozbrzmiewa instrumentalna wersja piosenki "Witajcie w naszej bajce". Kleks wstaje z kartki i salwuje się ucieczką przed grupką rysunkowej dzieciarni. Gonitwa po dachach, na tle kalejdoskopowo zmieniającego się nieba, wieńczy ogromna miotła, okazująca się częścią maszynerii, odsłaniającej widok przestrzeni kosmicznej. W rytmie fenomenalnego tematu muzycznego "Kosmiczny prolog", widzimy symbol filmu - wielki, wirujący guzik, zamieniający się w feerię rewiowych świateł, na tle których, w pełnej chwale pojawia się tytuł "Akademia pana Kleksa". Wtedy to widzowie przenieśli się na prawie 3 godziny w cudowny świat bajki, opowiedzianej ze współczesną energią, i przy użyciu wszelakiego arsenału ówczesnej techniki filmowej. Jednak zanim doszło do premiery i do pierwszych pokazów w kinach musiano ten film stworzyć ....
Zdjęcie pochodzi ze Świata Młodych. To zapewne próby przed pojawieniem się na planie. W środku Sławomir Wronka (filmowy Adaś Niezgódka).
Pomimo, iż w opowiadaniu Jana Brzechwy o słynnej Akademii, profesor Kleks wybierał do niej uczniów, których imiona zaczynały się na literę "A" to reżyser tego filmu - Krzysztof Gradowski - wyjątkowo odstąpił od tego. Posłał asystentkę, panią Hanię na nabór uczniów do ... szkół muzycznych. I spośród wszystkich Arturów, Piotrów, Jasiów i innych imion wybrała tych, którzy jej zdaniem potrafili podołać zadaniu. Było ich około setki i pewnej kwietniowej niedzieli owi uczniowie z I, II i trzecich klas rozpoczęli eliminację w Pałacu Kultury i Nauki. Egzamin był ciężki - sprawdzano recytację, śpiew, zdolność improwizowania scenek i z ... fotogeniczności.
Później zaś nastąpił kolejny etap bo liczba chętnych przekraczała liczbę osób, które miały tam zagrać. Tym razem dzieci stanęły przed kamerą i magnetowidem. Zwyciężcy nie spoczęli na laurach bowiem wtedy zaczęła się dla nich niezła harówka kiedy to pani Marta Bochenek - choreograf i studentka Ania z zespołu "Gawęda" wzięli grupkę dzieciaków w obroty. Początkowo myliło im się wszystko, ruchy nóg, zdarzały się upadki ale z dnia na dzień bywało już lepiej. W domu zaś dodatkowa praca bowiem trzeba było się nauczyć na pamięć wierszy. To wszystko kosztem wolnego czasu, zamiast mecz - lekcja tańca lub improwizowane scenki. W końcu upragniony wyjazd na obóz filmowy, który był dla gwiazd prawdziwą akademią: dwa miesiące ćwiczeń przeplatanych ze zdjęciami filmowymi.
Portery Pana Kleksa - źródło: Świat Młodych
Zanim jeszcze pojawił się Pan Kleks, reżyser filmu, zamówił u chłopców portrety Kleksa. Prace były rozmaite ale ostateczne zdanie miał scenograf, który zapewne po części skorzystał z rysunków. Koniec, końcem ... główną rolę powierzono, jak napisałem we wstępie, Piotrowi Fronczewskiemu, który bardziej w tej roli widziałby Janka Kobuszewskiego (ponoć pomysł ten wyszedł od Andrzeja Wajdy), przemawiały za Kobuszewskim sylwetka i ekspresja cielesna oraz twarz i mimika w której było ciś anielskiego i diabelskiego zarazem. Zdaniem Fronczewskiego, Kobuszewski mógł grać profesora Kleksa bez charakteryzacji. Niestety - reżyser miał swoją wizje i Kobuszewski nie został słynnym profesorem.
Aktor nie miał łatwo, nie ze względu na skomplikowaną rolę ale ze względu na charakteryzację ... jak wspomina w swojej książce "Ja, Fronczewski": "Mnie przed każdym dniem zdjęciowym trzeba było nakładać na gębę ciężki futerał, pod którym pociłem się potwornie przez cały czas. Peruka, krzaczaste brwi, wąsiska, długa broda, piegi, okulary - codzienne umeblowanie mojej filmowej facjaty oznaczało półtorej godziny mozolnej pracy charakteryzatora.
Bardzo męcząca była gra z ta ciężką maską na twarzy. Szczególnie w drugiej części, czyli Podróżach Pana Kleksa, które częściowo kręciliśmyw Armenii. To był środek lata, upały panowały nieziemskie. Podczas zdjęć na erywańskim lotnisku na pasie startowym było pięćdziesiąt stopni, a ja w tym dżinsowym fraku, kamizelce i reszcie kleksowego umundurowania po prostu się roztapiałem, umierałem z gorąca".
Roman Orłow (z lewej) i Sławomir Wronka
Jeden z uczniów Akademii, Roman Orłow (ten który śpiewał Kaczkę Dziwaczkę), obecny muzyk, tak wspomina tamte czasy :
"Praca na planie była dla mnie fantastyczną i niefrasobliwą przygodą. Spędziłem cztery miesiące w łódzkim atelier i w pałacu Radziwiłłów w Nieborowie. Na planie "Akademii" zebrano po prostu bandę urwisów wyłowionych ze szkół muzycznych - mających wdzięk, poczucie rytmu i ładne głosy. Obecność w tej grupie zawdzięczam po części narodowo-wyzwoleńczym odruchom, bowiem na jednej z przerw zauważyłem bacznie przyglądającą się nam, latającym po korytarzu chłopakom, młodą, ładną kobietę. Bardzo mi się spodobała, chcąc więc zrobić na niej ważenie, wlazłem koledze na plecy i przegalopowałem przed nią, krzycząc : Solidarność ! Solidarność ! Nie wyleciałem za to ze szkoły a jak się okazało zwróciłem uwagę dziewczyny, której zadaniem było wynaleźć chłopców do filmu. [źródło : Życie Warszawy z dnia 29 czerwca 2006r.]
Także pracę na planie Roman wspomina dość dobrze. Szczególnie utkwiły mu w pamięci trzy rzeczy: granie w "gałę" bowiem podczas zdjęć było ich 23 czy 24 i to była idealna liczba by podzielić się na dwie jedenastki. Ważne było, kto komu dokopie a film robił się gdzieś przy okazji. Kolejną rzeczą to była oranżada, którą dowozili dzieciom po całym dniu pracy na plan. Niestety nie zawsze dla wszystkich wystarczało bowiem wcześniej do tego napoju dobrał się "pion techniczny".
Także pożegnalna kolacja z końcowych kadrów filmu nie pozostała bez echa. "Bajka o Akademii dobiegła końca" - tak mówił w filmie Ambroży Kleks, jednak z powodu nędzy jaka wtedy panowała w kraju na stole położono jedynie jabłka. Żeby kolacja wydawała się obfitsza - wspomina Orłow - zamówiono w jakiejś fabryce smakoły wówczas nie do zdobycia - galaretkę: "Jej smak mam do dziś w ustach. To dla mnie smak dzieciństwa."
Sam Piotr Fronczewski w swojej książce "Ja, Fronczewski" wspomina tak plan zdjęciowy: "Bardzo się z tą dziecięcą hałastrą zżyliśmy na planie i polubiliśmy. Fajni chłopcy, weseli, muzykalni - mieliśmy sporo dobrej zabawy razem, chociaż praca bywała ciężka. Nawet w przerwach między ujęciami mówili do mnie per "panie profesorze", ale poza tym nasze relacje były dość partnerskie. Byliśmy w świetnej komitywie. Ja w ogóle taką mam metodę pracy z dziećmi, że traktuję je dokładnie tak samo jak wszystkich innych kolegów, z którymi gram. Nie stosuję żadnych sztuczek, żadnej taryfy ulgowej ani protekcjonalności, ale też nie pouczam. Uważam dziecie za myślące i rozumne osoby, równie ważne jak dorośli, i tak staram się je traktować. To się zawsze sprawdza".
W filmie tym wystąpiła plejada znakomitych aktorów. Oprócz wspomnianego Piotra Fronczewskiego, mogliśmy zobaczyć także Leona Niemczyka, w roli golarza Filipa, czarnego charakteru, który tak bardzo nienawidził bajkowego świata, że do akademii wysłał humanoida. Poza tym w filmie tym zagrał też Bronisław Pawlik (król), Alicja Jachiewicz (królowa i matka księcia Mateusza), Wiesław Michnikowski (doktor Paj-Chi-Wo), Irena Karel (Królowa Lalek) a także Zdzisława Sośnicka, która do filmu zaśpiewała również piosenkę "Pożegnanie z Bajką" (bardzo przepiękną, nostalgiczną i jakże prawdziwą - warto posłuchać).
Wróćmy jeszcze do nieco młodszych aktorów. Co się z nimi dzieje dzisiaj? Główna postać czyli Adaś Niezgódka, który oprowadza nas po Akademii i zdaje relacje z tego co się w niej dzieje, został zagrany przez Sławomira Wronkę. To właśnie jego słowa padają na początku filmu (słowa te przytoczyłem również na wstępie tego artykułu). Jak się okazuje, reżyser nie chciał go obsadzić w głównej roli ale zainteresowanie, które wzbudzał wśród nastoletnich fanek, przekonało go, że jest idealnym kandydatem. Dla Sławomira Wronki rola ta była jedyną rolą filmową. Porzucił jednak film dla ... nauki. Obecnie pracuje w Narodowym Centrum Badań Jądrowych jako Kierownik Zakładu Fizyki i Techniki Akceleracji Cząstek (dane z 2015 roku). O swojej roli filmowej nie lubi zbytnio się wypowiadać gdyż nie chce sobie budować popularności na roli z tego filmu :) Skromny człowiek ...
Książe Mateusz czyli Adam Probosz w przeciwieństwie do Sławomira grał jeszcze w filmach do 2003 roku, później zaś porzucił filmowa karierę na rzecz komentowania wyścigów kolarskich. Możemy go słuchać w Eurosporcie. "Ten film stał się kultowym filmem. Nie lubię tego słowa, bo dziś trochę się zdewaluowało, ale w naszym kinie filmów dla dzieci, nie wiem, czy zrobiono lepszy" - tak wspominał akademię.
Roman Orłow - czyli ten co śpiewał Kaczkę Dziwaczkę. W późniejszych latach przeszedł wszystkie stopnie szkoły muzycznej. Dość szybko porzucił skrzypce dla perkusji. Przez 8 lat związany był z Sinfonia Varsovia. Grał także w Filharmonii i orkiestrze Opery Narodowej. Jest synem Romana Orłowa, kompozytora i malarza. Kuzynem ojca jest Wojciech Młynarski. Bliskim przodkiem - Emil Młynarski, założyciel Filharmonii Warszawskiej, ojciec Nelly, żony Artura Rubinsteina. Orłow junior coraz poważniej myśli o komponowaniu muzyki filmowej. Dość bogate muzyczne pochodzenie ... życzę mu wszelkich sukcesów.
Reżyser - Krzysztof Gradowski - na wspólnej fotografii razem z wychowankami Akademii.
Przyznam, że żarty trzymały się nie tylko dzieci :)
Wróćmy jeszcze do całego filmu ... Film premierę swoją miał pod koniec 1983 roku ale na dobre wszedł już w 1984-tym. Wtedy zaczął się bum ... bowiem podbił polskie dzieci (czyli właściwie nas) swoją pomysłowością a przede wszystkim swoimi piosenkami. Większość z nas w mig polubiła wiersze Pana Brzechwy. Kaczka dziwaczka, Zoo (kleksografia), Jak rozmawiać trzeba z psem, Na wyspach Bergamutach, Psie smutki ... to piosenki, które dzieciaki znały na pamięć a i zapewne większość z nas potrafiła by teraz jak nie zaśpiewać to wyrecytować je bez wytchnienia. Były też i piosenki premierowe, niezwiązane z twórczością Brzechy ... do takich należały "Witajcie w naszej bajce" oraz "Pożegnanie z bajką".
Nie sposób tutaj wspomnieć o pewnym eksperymencie reżysera - zatrudnienia do filmu polskiego zespołu rockowego - TSA, który przygotował i wykonał piosenkę "Marsz wilków". Była to w sumie jedyna z piosenek budząca w nas niepokój, grozę oraz strach. Ten cały przemarsz wilków przez królestwo a następnie atak na zamek to była jedna z ponurych scen w tym filmie. Tak samo jak ponura była już druga część Akademii czyli "Tajemnica Golarza Filipa" w którym to w akademii pojawia się destrukcyjny humanoid.
W filmie tym mieszały się różne techniki filmowe. Mieliśmy zwykły film fabularny, połączenie animacji z filmem (kleksografia), kukiełki (wizyta Adasia w psim miasteczku) a także film animowany (czołówka oraz Sen o siedmiu szklankach). Dla każdego było coś dobrego. Cały film zmieścił się w dwóch i pół godzinie. To troszkę było za dużo jak dla małych i nieco starszych dzieci. Osobiście uważam iż można byłoby nieco skrócic historię ptaka Mateusza bo z tego zrobił się oddzielny mini film co znacznie wydłużyło długość filmu. Myślę że, po skróceniu ptasiej historii i wyrzuceniu napisów końcowych po pierwszym odcinku (w końcu i tak te same napisy pojawiają się pod koniec drugiego odcinka) film zmieściłby się w dwóch godzinach i byłby to czas idealny do oglądania przez wszystkich.
Każdy z nas ma różne odczucia na temat tego filmu ... ale fakt faktem jest to iż film ten sprzedano aż 14.094.014 biletów, co tym samym plasuje go na 6. miejscu pod względem liczby widzów w polskich kinach w okresie przed 1989 rokiem.
Kiedy pożegnasz już Bajkę
Bajkę z dziecięcych lat
Zamkniesz za sobą furtkę
Zaczarowany świat
Świat Twoich zabaw, myśli i słów
Pierwszych radości i pięknych snów