Elle,no co ty,zwykle plastikowe zwierzaczki Winowajca do dziś dnia nieznany.Elle pisze:Zwierzątka??? Rozduszona biedronka sidmiokropka?wilma pisze:Ja znam, wkładaliśmy oprócz darów natury ludziki i zwierzątka.Kiedyś podczas zabawy ja i koleżanka zapomniałyśmy o naszych zakopanych skarbach a na drugi dzień jamki były puste..juka pisze:W ogóle nie znam zabawy w robienie widoczków .
Kto rozgrzebał te jamki?
W co bawiliśmy się jako niesforne dzieciaki?
Moderatorzy: Robi, biały_delfin
http://serialkatarzyna.ovh.org/ polska strona serialu Katarzyna
http://www.catherinedemontsalvy.ch/ strona serialu w jezyku angielskim
http://orticoni.jose.neuf.fr/cariboost1/index.html francuska strona
http://www.catherinedemontsalvy.ch/ strona serialu w jezyku angielskim
http://orticoni.jose.neuf.fr/cariboost1/index.html francuska strona
My przewaznie gralysmy w gume przed blokiem.
Gralo sie w "trojkata" (trzy osoby tworza trojkat, przewaznie gra w dwoch zespolach), "raz-dwa-trzy" (najprostsza gra, indywidualna) oraz w "meczynoge" (zaczepialo sie noga o gume, pozniej odkrecalo, najlatwiej tu bylo o "skuche"). Czasem wolano "skus baba skus!".
Wysokosc gumy (kostki, kolanka, uda, pas, paszki, szyja) dostosowywalo sie do wzrostu grajacego, choc niektorzy probowali to kontestowac i dostosowywac do stojacego, co bylo ewidentnie nie fair.
Aha, i najpierw skakalo sie dwiema nogami osobno, a potem razem (zabka), co bylo trudniejsze.
Gralo sie w "trojkata" (trzy osoby tworza trojkat, przewaznie gra w dwoch zespolach), "raz-dwa-trzy" (najprostsza gra, indywidualna) oraz w "meczynoge" (zaczepialo sie noga o gume, pozniej odkrecalo, najlatwiej tu bylo o "skuche"). Czasem wolano "skus baba skus!".
Wysokosc gumy (kostki, kolanka, uda, pas, paszki, szyja) dostosowywalo sie do wzrostu grajacego, choc niektorzy probowali to kontestowac i dostosowywac do stojacego, co bylo ewidentnie nie fair.
Aha, i najpierw skakalo sie dwiema nogami osobno, a potem razem (zabka), co bylo trudniejsze.
- Syriusz Falcon
- Posty: 611
- Rejestracja: 16 lut 2010, o 19:42
- Kontakt:
- biały_delfin
- Administrator
- Posty: 1949
- Rejestracja: 12 lis 2006, o 22:45
to co się trafiało pomiedzy palcami ? tez to robiliśmy. komentowalismy z kumplem jak na jkiś filie jakiemuś rambo (nie pamientm jakiemu) tęka tk chodziła że jej nie było widać, aż w końcu się porządnie dziabnąłSyriusz Falcon pisze:Ja pamiętam grę w nożyk . Najwiekszy klopot miałem z zaliczeniem tzw. zajączka .
- Syriusz Falcon
- Posty: 611
- Rejestracja: 16 lut 2010, o 19:42
- Kontakt:
Wydaje mi sie że kiedyś te zabawy były dość niebezpieczne . Nożyk to wiadomo , ale też gra w chłopa gdzie rzucało sie kamykami lub poprostu zbitym szkłem . Strzelało sie z rurek plasteliną lub jarzębiną , albo spinaczami z gumki przywiazanej do kciuka i palca wskazujacego . Być może jakieś tam wypadki wybicia oka były ale nie słyszało się o tym . Strzelanie z Karbidu tez było przecież niebezpieczne .
U mnie osobiście pirotechnika "leżała". Jakoś tak skutecznie rodzice zaszczepili mi niechęć do wszystkiego co pali się i wybucha, że jakoś mnie to nie rajcowało... Miałem takiego kolegę co na parapecie swojego pokoju ciągle podpalał jakąś saletrę, dezodoranty etc. Parapet ten był czarny od tych wybuchów.
Chodziło się "na koleje" - szliśmy z kumplami na tory, podkładaliśmy pod jadące pociągi różne rzeczy - drobne monety, żołnierzyki, itp. Z parowozowni nie raz nas sokiści przeganiać musieli.
Lubiłem się bawić w "komunikację miejską" - wychodziłem na rower, wyznaczałem sobie trasę po laejkach osiedla, pętle, przystanki i potrafiłem tak kilka godzin jeździć w tę i z powrotem.
Chodziło się "na koleje" - szliśmy z kumplami na tory, podkładaliśmy pod jadące pociągi różne rzeczy - drobne monety, żołnierzyki, itp. Z parowozowni nie raz nas sokiści przeganiać musieli.
Lubiłem się bawić w "komunikację miejską" - wychodziłem na rower, wyznaczałem sobie trasę po laejkach osiedla, pętle, przystanki i potrafiłem tak kilka godzin jeździć w tę i z powrotem.
- Syriusz Falcon
- Posty: 611
- Rejestracja: 16 lut 2010, o 19:42
- Kontakt:
Ciekawe czy ktoś potrafił jako dziecko coś przyżądzić do jedzenia i lub do picia . Wiadomo że nie o kogel mogel mi chodzi tylko o swoje własne przepisy . Bo ja to robiłem kilka potraw ktorych dzisiaj nawet bym nie tknął . Pierwsze to wino z bławatków (z pewnością tutaj nie byłem odosobniony) ale to że polewałem wodą tzw. klej z wiśniowych drzew i obrzerałem się nim z pewnością niewielu może się tym poszczycić . Oprocz tego sałatka z chlebka , taka roślinka mająca okrągłe nasionka (niepamietam nazwy). Kanapki ze szczawiu (o tym juz czytałem na nostalgii ). No i normalny chleb umoczony w wodzie a następnie wrzucony w cukier ( to akurat była sama pycha) czasami jeszcze polewało się śmietaną ale to był już szczyt rozrzutności. Myślę że wasze menu było równie orginalne tak jak moje . A o ilu przepisach musiłbym sobie jeszcze przypomnieć ....
U nas na osiedlu wszyscy bez wyjątków zjadaliśmy tzw. \'pomidorki\\', były to dojrzałe owoce dzikiej róży. Z wierzchu pyszna nagrzana słońcem skórka i delikatny miąższ a w środku pestki. O nich już tez była mowa na forum. Pestki służyły do tortur Strasznie piekły w zetknięciu ze skórą, zwłaszcza wrzucone znienacka za koszulę..
Chlebek świętojański też jedliśmy. Tylko..u nas rósł wzdłuż muru przy śmietniku i był notorycznie obsikiwany przez psy. W związku z tym mało było chętnych na ten nasz osiedlowy, ale w innym wypadku owszem
PS: Tak na marginesie płatki róż służyły nam w zabawie w Boże ciało, rzucałyśmy je idąc wzdłuż 3 bloków
Chlebek świętojański też jedliśmy. Tylko..u nas rósł wzdłuż muru przy śmietniku i był notorycznie obsikiwany przez psy. W związku z tym mało było chętnych na ten nasz osiedlowy, ale w innym wypadku owszem
PS: Tak na marginesie płatki róż służyły nam w zabawie w Boże ciało, rzucałyśmy je idąc wzdłuż 3 bloków
Naprawdę?Natuś-77 pisze:U nas na osiedlu wszyscy bez wyjątków zjadaliśmy tzw. \'pomidorki\\', były to dojrzałe owoce dzikiej róży. Z wierzchu pyszna nagrzana słońcem skórka i delikatny miąższ a w środku pestki. O nich już tez była mowa na forum. Pestki służyły do tortur Strasznie piekły w zetknięciu ze skórą, zwłaszcza wrzucone znienacka za koszulę..
Chlebek świętojański też jedliśmy. Tylko..u nas rósł wzdłuż muru przy śmietniku i był notorycznie obsikiwany przez psy. W związku z tym mało było chętnych na ten nasz osiedlowy, ale w innym wypadku owszem
PS: Tak na marginesie płatki róż służyły nam w zabawie w Boże ciało, rzucałyśmy je idąc wzdłuż 3 bloków
Szarańczynem zwany? A jak to smakuje?
W Boże Ciało, powiadasz?
- Miss Vintage
- Posty: 33
- Rejestracja: 8 maja 2010, o 20:08
- Syriusz Falcon
- Posty: 611
- Rejestracja: 16 lut 2010, o 19:42
- Kontakt: