
Moje pierwsze dobranocki
Moderatorzy: Robi, biały_delfin
- Doctor_Who
- Posty: 929
- Rejestracja: 29 lis 2011, o 18:01
- Lokalizacja: Gdzieś w czasoprzestrzeni ;)
Re: Moje pierwsze dobranocki
Smerf Zgrywus pewnie zostałby dziś uznany za terrorystę...


"Niebezpiecznie jest opierać wielkość swą na ujemnej wartości swych nieprzyjaciół." - Stanisław Ignacy Witkiewicz.
Re: Moje pierwsze dobranocki
Moje pierwsze dobranocki to te co leciały od połowy lat 80. Pamiétam Misia Colargola i misia Kuleczkę - wolałem tego drugiego. Kolorowy świat Pacynka najlepiej zapamiętałem odcinek jak namalował rakietę i nawet okoliczności w jakich ten odcinek oglądałem.
Re: Moje pierwsze dobranocki
Moje pierwsze dobranocki pochodzą jeszcze z lat 60-tych. Codziennie z wyjątkiem niedzieli szedł w telewizji "Jacek i Agatka". Czytam teraz w Wikipedii, że pacynki ożywiała Zofia Raciborska, która występowała też jako narrator, na początku i końcu każdego odcinka. Nie lubiłem tej dobranocki, ale cóż, nie było nic innego, więc musiałem oglądać
Pamiętam odcinek jak Jacek się kąpał, chlapał wodą, kulistą główkę miał w pianie, a Agatka go strofowała. Do dziś się zastanawiam, jak oni to nagrali ! Przecież to były ręce animatorki, więc jak można chlapać wodą tak, żeby nie było widać, że to nagranie w studio telewizyjnym ? Na pewno nie z wykorzystaniem miednicy. W wannie siedziała ?
W niedziele szła "Gąska Balbinka", to już nie było realizowane na żywo, były nagrane odcinki, pokazujące kolejne scenki z głosami autorów i podkładem muzycznym. Na tamte czasy, było to dla mnie prawie jak film rysunkowy. Głównymi bohaterami byli Balbinka i Ptyś oraz mama Balbinki, która pojawiając się po kolejnych psotach córki, mówiła "Wielkie nieba, coś ty narobiła !" . Te "wielkie nieba" przez jakiś czas były w naszej rodzinie tekstem kultowym. Negatywnymi bohaterami były dwa koty, łobuzy, z których jeden miał na imie "Kiciuś", drugi był anonimowy.
Później pojawił się jako dobranocka "Pan Cerowany". To była swoista pacynka, ale tak naprawdę zimowa rękawiczka z jednym palcem, który robił za nos, po bokach miał przyszyte oczy, a na czubku głowy czapkę ze zrolowanej skarpetki. Oczywiście jako dziecko musiałem sobie zrobić takiego samego, z tym, że oczy z guzików jakoś mi nie wychodziły.
Była jeszcze dobranocka, której tytułu nie pamiętam, prowadzona przez Huberta Antoszewskiego (tego od Telesfora i psa Pankracego), który opowiadał różne historie, prezentując teatr cieni. Pamiętem, że ślimaka robił z użyciem palców i małego talerzyka. Próbowaliśmy z bratem odtwarzać te wszystkie zwierzątka, ale opanowałem tylko wilka. Później pokazywałem go najpierw dzieciom a potem wnukom.
Dopiero potem pojawiły się filmy animowane. Najstarszy jaki pamiętam jako dobranocka, miał tytuł "Snip Snap". Głównym bohateram był piesek wycinany z papieru w pierwszych scenach każdego odcinka. Oczywiście też musiałem sobie takiego wyciąć, wiadomo że nie był taki jak filmowy, ale przez dłuższy czas stał na mojej półce. Odcinki są w internecie, jako "Snip and Snap", okazuje się, że to było angielskie.
W niedziele szła "Gąska Balbinka", to już nie było realizowane na żywo, były nagrane odcinki, pokazujące kolejne scenki z głosami autorów i podkładem muzycznym. Na tamte czasy, było to dla mnie prawie jak film rysunkowy. Głównymi bohaterami byli Balbinka i Ptyś oraz mama Balbinki, która pojawiając się po kolejnych psotach córki, mówiła "Wielkie nieba, coś ty narobiła !" . Te "wielkie nieba" przez jakiś czas były w naszej rodzinie tekstem kultowym. Negatywnymi bohaterami były dwa koty, łobuzy, z których jeden miał na imie "Kiciuś", drugi był anonimowy.
Później pojawił się jako dobranocka "Pan Cerowany". To była swoista pacynka, ale tak naprawdę zimowa rękawiczka z jednym palcem, który robił za nos, po bokach miał przyszyte oczy, a na czubku głowy czapkę ze zrolowanej skarpetki. Oczywiście jako dziecko musiałem sobie zrobić takiego samego, z tym, że oczy z guzików jakoś mi nie wychodziły.
Była jeszcze dobranocka, której tytułu nie pamiętam, prowadzona przez Huberta Antoszewskiego (tego od Telesfora i psa Pankracego), który opowiadał różne historie, prezentując teatr cieni. Pamiętem, że ślimaka robił z użyciem palców i małego talerzyka. Próbowaliśmy z bratem odtwarzać te wszystkie zwierzątka, ale opanowałem tylko wilka. Później pokazywałem go najpierw dzieciom a potem wnukom.
Dopiero potem pojawiły się filmy animowane. Najstarszy jaki pamiętam jako dobranocka, miał tytuł "Snip Snap". Głównym bohateram był piesek wycinany z papieru w pierwszych scenach każdego odcinka. Oczywiście też musiałem sobie takiego wyciąć, wiadomo że nie był taki jak filmowy, ale przez dłuższy czas stał na mojej półce. Odcinki są w internecie, jako "Snip and Snap", okazuje się, że to było angielskie.
Re: Moje pierwsze dobranocki
Potem pojawiały się kolejne animacje, poczatkowo na przemian z "Jackiem i Agatką", aż później serial Wandy Chotomskiej był tylko raz w tygodniu, by w końcu zniknąć cakowicie.
Z pierwszych dobranocek animowanych pamiętem "Przygody Gapiszona". To była postać z historyki obrazkowej, drukowanej bodajże w Świerszczyku, tygodniku dla dzieci. Serial był niemy, jak większość animacji z tatych lat.
Następne w kolejności były "Baśnie i waśnie", serial rycerski z bohaterami wzorowanymi na kartach do gry. To już był inny świat - bohaterowie mieli prawdziwe przygody, była akcja, suspens, bardzo lubiłem ten serial. Po latach ktoś wpadł na pomysł żeby zmontować z tego film pełnometrażowy, co może by uszło, ale dodano komentarz narratora, tłumaczący łopatologicznie co dzieje się na ekaranie. Miało to tytuł "Rycerzyk czerwonego serduszka", przestrzegam przd oglądaniem.
Z tego samego okresu pochodzi "Zaczarowany ołówek", też zgrabnie nakręcony, z dobrymi pomysłami fabularnymi. Tu również bohaterowie nie mówią (takie chyba było wtedy założenie w filmach dla dzieci, nie tylko w Polsce), bohater w każdym odcinku dostaje od skrzata magiczną kredkę, a przedmioty nią narysowane ożywają. Ten sam motyw wykorzystała Maria Kruger w książce "Witaj Karolciu", ale pomysł z "Zaczarowanego ołówka" był wcześniejszy. Maria Kruger była bardziej realistyczna - jak jakaś postać została krzywo narysowana, to potem też taka była. W "Zaczarowanym ołówku", chłopiec tylko przejeżdża kredką po ścianie, a obraz rysuje się sam.
Dopiero potem jako dobranocka pojawił sie "Bolek i Lolek". To już był inny świat, dla mnie teraz prawie współczesność. Odcinki szły tylko raz w tygodniu, bodajże w niedziele, czekałem na tę dobranockę cały tydzień. Do dziś mam sentyment do tego serialu, podobno był sprzedawany nawet do krajów zachodnich. W przeciwieństwie do wcześniejszych seriali, miał dużo odcinków, bo jak się skończyła podstawowa seria, leciał "Bolek i Lolek na wakacjach", potem "Bajki Bolka i Lolka" i na koniec "Bolek i Lolek na Dzikim Zachodzie".
I właściwie to już koniec "Bolka i Lolka", przynajmniej w mojej ocenie. Pamiętem, że jak chodziłem do czwartej, może piątej klasy podstawówki, Świat Młodych pisał, że powstają nowe odcinki serialu, że pojawi się dziewczynka, Tola. Nestety okazało się, że to już nie to samo. Chłopcy przestali mieć przygody bo serial pokazywał zwyczajne życie, np. wycieczkę, sprzątanie, zabawy zimowe. Twórcy zachłysnęli się międzynarodowym sukcesem, poszli na ilość a nie na jakość, powstało kilkadziesiąt słabych odcinków, a kolejne serie były jeszcze gorsze.
Z pierwszych dobranocek animowanych pamiętem "Przygody Gapiszona". To była postać z historyki obrazkowej, drukowanej bodajże w Świerszczyku, tygodniku dla dzieci. Serial był niemy, jak większość animacji z tatych lat.
Następne w kolejności były "Baśnie i waśnie", serial rycerski z bohaterami wzorowanymi na kartach do gry. To już był inny świat - bohaterowie mieli prawdziwe przygody, była akcja, suspens, bardzo lubiłem ten serial. Po latach ktoś wpadł na pomysł żeby zmontować z tego film pełnometrażowy, co może by uszło, ale dodano komentarz narratora, tłumaczący łopatologicznie co dzieje się na ekaranie. Miało to tytuł "Rycerzyk czerwonego serduszka", przestrzegam przd oglądaniem.
Z tego samego okresu pochodzi "Zaczarowany ołówek", też zgrabnie nakręcony, z dobrymi pomysłami fabularnymi. Tu również bohaterowie nie mówią (takie chyba było wtedy założenie w filmach dla dzieci, nie tylko w Polsce), bohater w każdym odcinku dostaje od skrzata magiczną kredkę, a przedmioty nią narysowane ożywają. Ten sam motyw wykorzystała Maria Kruger w książce "Witaj Karolciu", ale pomysł z "Zaczarowanego ołówka" był wcześniejszy. Maria Kruger była bardziej realistyczna - jak jakaś postać została krzywo narysowana, to potem też taka była. W "Zaczarowanym ołówku", chłopiec tylko przejeżdża kredką po ścianie, a obraz rysuje się sam.
Dopiero potem jako dobranocka pojawił sie "Bolek i Lolek". To już był inny świat, dla mnie teraz prawie współczesność. Odcinki szły tylko raz w tygodniu, bodajże w niedziele, czekałem na tę dobranockę cały tydzień. Do dziś mam sentyment do tego serialu, podobno był sprzedawany nawet do krajów zachodnich. W przeciwieństwie do wcześniejszych seriali, miał dużo odcinków, bo jak się skończyła podstawowa seria, leciał "Bolek i Lolek na wakacjach", potem "Bajki Bolka i Lolka" i na koniec "Bolek i Lolek na Dzikim Zachodzie".
I właściwie to już koniec "Bolka i Lolka", przynajmniej w mojej ocenie. Pamiętem, że jak chodziłem do czwartej, może piątej klasy podstawówki, Świat Młodych pisał, że powstają nowe odcinki serialu, że pojawi się dziewczynka, Tola. Nestety okazało się, że to już nie to samo. Chłopcy przestali mieć przygody bo serial pokazywał zwyczajne życie, np. wycieczkę, sprzątanie, zabawy zimowe. Twórcy zachłysnęli się międzynarodowym sukcesem, poszli na ilość a nie na jakość, powstało kilkadziesiąt słabych odcinków, a kolejne serie były jeszcze gorsze.
Re: Moje pierwsze dobranocki
Zanim filmy animowane zdominowały dobranocki, przez długi czas wieczory były wypełniane bajkami czytanymi lub opowiadanymi przez aktorów, lub występami kukiełek.
Na przełomie lat 60-tych i 70-tych, raz w tygodniu na dobranoc pojawiał się Zbigniew Lengren, ktory przedstawiał przygody Doktora Dolittle. Pamiętam, że bardziej opowiadał niż czytał, ilustrując to własnymi rysunkami. Ilustracje były ruchome, np. jeżeli kiedy mówił "Było to w czasach kiedy wasi dziadkowie byli małymi dziećmi", w oknie rysunku wiktoriańskiej kamienicy przesuwał się pasek papieru, na którym postacie dziadków zostały zastąpione rysunkami chłopca i dziewczynki. Lubiłem to, ale niestety skończyło się tylko na pierwszej książce z serii. Drugą - "Poczta Doktora Dolittle" dostałem wtedy pod choinkę, też z ilustarcjami Lengrena, a zasiane ziarno spowodowało, że kolejne wypożyczałem w szkolnej bibliotece.
Doktor Dolittle został zastąpiony "Kubusiem Puchatkiem", czytanym przez Mieczysława Czechowicza. Tu również tekst był ilustrowany rysunkami z książki. Przez długie lata Mieczysław Czechowicz kojarzył mi się jako Miś.
Były też zagraniczne dobranocki o podobnym charakterze, najdłużej szedł "Piaskowy Dziadek" z NRD. Na początku była krótka, animowana czołówka, w której rzeczony dziadek pojawiał się, za każdym razem innym środkiem lokomocji. Potem była bajka z kukiełkami, oczywiście dubbingowana, w której bohaterami negatywnymi byli lis i sroka. Nie pamiętam kto był bohaterem pozytywnym, ale zawsze pogrążał oszustów lisa i srokę. Raz np. ulepił figurkę ze smoły, do ktorej przykleił się lis. Na koniec znów był krótki filmik z dziadkiem, który śpiewał "Dzieci, drogie dzieci, w łóżeczkach czeka sen". O kurde rozkleiłem się...
Była też podobna dobranocka czeska albo węgierska, w której dziadek, czy też wujek opowiadał małemu chłopcu ciekawe historyjki. Dziadek był czarnoskóry, przy czym było widać że to Europejczyk wysmarowany na czarno, chłopiec był biały. Niestety nie pamiętam tytułu, ale pamiętam odcinek, w którym pojawił się kolega wujka, tak samo usmarowany na czarno i wtedy on coś opowiadał.
Była też radziecka lalkowa dobranocka o przygodach dwóch pingwinów, o takich krótkich imionach, coś jak Czuk i Hek, ale inaczej, może Pik i Pok ? Może ta bajka zainspirowała Bahdaja do stworzenia postaci Pik Poka ? Filmu o Pik Poku jeszcze wtedy nie było, ale książka szła w odcinkach w Świerszczyku.
Na przełomie lat 60-tych i 70-tych, raz w tygodniu na dobranoc pojawiał się Zbigniew Lengren, ktory przedstawiał przygody Doktora Dolittle. Pamiętam, że bardziej opowiadał niż czytał, ilustrując to własnymi rysunkami. Ilustracje były ruchome, np. jeżeli kiedy mówił "Było to w czasach kiedy wasi dziadkowie byli małymi dziećmi", w oknie rysunku wiktoriańskiej kamienicy przesuwał się pasek papieru, na którym postacie dziadków zostały zastąpione rysunkami chłopca i dziewczynki. Lubiłem to, ale niestety skończyło się tylko na pierwszej książce z serii. Drugą - "Poczta Doktora Dolittle" dostałem wtedy pod choinkę, też z ilustarcjami Lengrena, a zasiane ziarno spowodowało, że kolejne wypożyczałem w szkolnej bibliotece.
Doktor Dolittle został zastąpiony "Kubusiem Puchatkiem", czytanym przez Mieczysława Czechowicza. Tu również tekst był ilustrowany rysunkami z książki. Przez długie lata Mieczysław Czechowicz kojarzył mi się jako Miś.
Były też zagraniczne dobranocki o podobnym charakterze, najdłużej szedł "Piaskowy Dziadek" z NRD. Na początku była krótka, animowana czołówka, w której rzeczony dziadek pojawiał się, za każdym razem innym środkiem lokomocji. Potem była bajka z kukiełkami, oczywiście dubbingowana, w której bohaterami negatywnymi byli lis i sroka. Nie pamiętam kto był bohaterem pozytywnym, ale zawsze pogrążał oszustów lisa i srokę. Raz np. ulepił figurkę ze smoły, do ktorej przykleił się lis. Na koniec znów był krótki filmik z dziadkiem, który śpiewał "Dzieci, drogie dzieci, w łóżeczkach czeka sen". O kurde rozkleiłem się...
Była też podobna dobranocka czeska albo węgierska, w której dziadek, czy też wujek opowiadał małemu chłopcu ciekawe historyjki. Dziadek był czarnoskóry, przy czym było widać że to Europejczyk wysmarowany na czarno, chłopiec był biały. Niestety nie pamiętam tytułu, ale pamiętam odcinek, w którym pojawił się kolega wujka, tak samo usmarowany na czarno i wtedy on coś opowiadał.
Była też radziecka lalkowa dobranocka o przygodach dwóch pingwinów, o takich krótkich imionach, coś jak Czuk i Hek, ale inaczej, może Pik i Pok ? Może ta bajka zainspirowała Bahdaja do stworzenia postaci Pik Poka ? Filmu o Pik Poku jeszcze wtedy nie było, ale książka szła w odcinkach w Świerszczyku.
- gumisio
- Administrator
- Posty: 561
- Rejestracja: 20 paź 2006, o 20:37
- Lokalizacja: Mińsk Mazowiecki
- Kontakt:
Re: Moje pierwsze dobranocki
Pamiętam przez mgłę Barbapapę i bajkę o dwóch myszach podróżujących balonem "Nic i Pic". Można sprawdzić sobie na youtube. Fajne wspomnienia. Pozdrawiam.TomaszK pisze: ↑24 sty 2025, o 20:27Zanim filmy animowane zdominowały dobranocki, przez długi czas wieczory były wypełniane bajkami czytanymi lub opowiadanymi przez aktorów, lub występami kukiełek.
Na przełomie lat 60-tych i 70-tych, raz w tygodniu na dobranoc pojawiał się Zbigniew Lengren, ktory przedstawiał przygody Doktora Dolittle. Pamiętam, że bardziej opowiadał niż czytał, ilustrując to własnymi rysunkami. Ilustracje były ruchome, np. jeżeli kiedy mówił "Było to w czasach kiedy wasi dziadkowie byli małymi dziećmi", w oknie rysunku wiktoriańskiej kamienicy przesuwał się pasek papieru, na którym postacie dziadków zostały zastąpione rysunkami chłopca i dziewczynki. Lubiłem to, ale niestety skończyło się tylko na pierwszej książce z serii. Drugą - "Poczta Doktora Dolittle" dostałem wtedy pod choinkę, też z ilustarcjami Lengrena, a zasiane ziarno spowodowało, że kolejne wypożyczałem w szkolnej bibliotece.
Doktor Dolittle został zastąpiony "Kubusiem Puchatkiem", czytanym przez Mieczysława Czechowicza. Tu również tekst był ilustrowany rysunkami z książki. Przez długie lata Mieczysław Czechowicz kojarzył mi się jako Miś.
http://dubbing.pl - encyklopedia polskiego dubbingu
http://www.nostalgia.pl - portal twojego dzieciństwa
http://www.nostalgia.pl - portal twojego dzieciństwa
- gumisio
- Administrator
- Posty: 561
- Rejestracja: 20 paź 2006, o 20:37
- Lokalizacja: Mińsk Mazowiecki
- Kontakt:
Re:
Prawdopodobnie na początku lat 90-tych na dwójce chyba w godzinach porannych. Tak mi sie wydaje a z Herkulesem i Pifem to spotkałem sie jako dzieciak bo czytałem ich przygody w wersji papierowej. Strasznie lubiłem tą książkę bo miała sporo rysunków. Można ją chyba dostać na allegro.Sławomir pisze: ↑11 maja 2008, o 21:09A teraz mam zagwostkę: powiedzcie mi proszę, jeśli pamiętacie, kiedy leciała taka kreskówka "Herkules i Pif"? Bo to była ulubiona kreskówka... mojej babci! Sporo mi o niej zawsze mówiła, dlatego nie pamiętam, czy sam to oglądałem, czy tylko z opowieści babci ją znam (jak tylko w telewizji pokazali gdzieś psa i kota, to babcia mówiła mi: "O, patrz, Herkules i Pif"). Chociaż obejrzałem ostatnio parę fragmentów na YouTube i wydała mi się bardzo znajoma, więc chyba jednak widziałem osobiście.
http://dubbing.pl - encyklopedia polskiego dubbingu
http://www.nostalgia.pl - portal twojego dzieciństwa
http://www.nostalgia.pl - portal twojego dzieciństwa
Re: Moje pierwsze dobranocki
Jak sie okazuje bajka była czeska nie radziecka, to nie były pingwiny tylko małpki, a ich imiona to nie Czuk i Hek tylko "Hup i Hop". Tak to jest z pamięcią, ale na szczęście jest internet
Re: Moje pierwsze dobranocki
To już lepiej pamiętałem, wszystkie szczegóły się zgadzają, to były "Opowieści wujka Remusa". W internecie można obejrzeć odcinki w oryginale, pt. "Rémusz bácsi meséi". Emisja na Węgrzech w 1967, u nas pewnie w 1968. Węgierska Wikipedia pisze, że serial powstał na podstawie XIXwiecznych książek dla dzieci, amerykańskiego dziennikarza Joela Chandlera Harrisa. To by tłumaczyło czarnoskórego wujka.TomaszK pisze: ↑24 sty 2025, o 20:27Była też podobna dobranocka czeska albo węgierska, w której dziadek, czy też wujek opowiadał małemu chłopcu ciekawe historyjki. Dziadek był czarnoskóry, przy czym było widać że to Europejczyk wysmarowany na czarno, chłopiec był biały. Niestety nie pamiętam tytułu, ale pamiętam odcinek, w którym pojawił się kolega wujka, tak samo usmarowany na czarno i wtedy on coś opowiadał.
Re: Moje pierwsze dobranocki
A Barbapapa nie była powtarzana ok 1987-88?
Re: Moje pierwsze dobranocki
W prapoczątkach polskiej telewizji było więcej krótkich filmów dla dzieci, chociaż dzisiaj nie jestem pewien czy to były dobranocki.
Pamiętam serial "Tomek i pies", o przygodach chłopca i jego psa. Był taki odcinek, jak Tomek dorobił do psiej budy kółka, żeby jego pies mógł się przemieszczać. Pies wyruszył na spacer, kółka skrzypiały, więc gdy zajechał na podwórko w którym ktoś naprawiał samochód, mechanik zakropił kółka olejem i pies pojechał dalej.
Innymi serialami dla dzieci z końca lat 60-tych, były "Z przygodą na ty" i "Dzieci z naszej szkoły". Ten pierwszy jest dostępny w Internecie, zresztą od czasu do czasu jest powtarzany. Z drugiego znalazłem tylko piosenkę z czołówki "Kiedy człowiek ma te swoje dziesięć lat" i się wzruszyłem (na stare lata łatwo mi to przychodzi
) i przypomniałem sobie odcinek którego kadr wykorzystano jako tło do piosenki: gruby chłopak jest zawsze ostatni na szkolnej gimnastyce, ale że jest wynalazcą, dorabia sobie do butów sprężyny, dzięki którym przeskakuje przez kozła, nie dotykając go nawet. Oczywiście zostaje zdemaskowany. Ale nawet jako dziecko zauważyłem, że te sprężyny pokazane w filmie, to były proste, metalowe blaszki.
Już na pewno nie był dobranocką teatrzyk kukiełkowy dla dzieci, prezentowany zawsze w niedzielę około południa. Zaczynał się przywitaniem przez dwie kukiełki, chłopca i dziewczynki - Kubusia i Agnieszkę. Kubuś był piegowaty i rozczochrany, Agnieszka miała dwa kucyki. Śpiewali piosenkę zacytowaną już w temacie Nostalgii "Teatrzyk w koszu" (tego tytułu nie pamiętam), potem były różne teatrzyki kukiełkowe. Zapamiętałem, że w każdą niedzielę po Kubusiu i Agnieszce, zaczynał się w TV program rolniczy "Przemiany", zapamiętany przeze mnie jako najnudniejszy program ówczesnej telewizji.
No i był jeszcze oczywiście "Miś z okienka". Odcinków z Bronisławem Pawlikiem nie pamiętam, musiały być wcześniej, pamiętam Stanisława Wyszyńskiego. Kultowego tekstu "pocałujcie misia w dupę" też nie pamiętam, podejrzewam że to miejska legenda. Programem który zastąpił "Misia", była "Pora na Telesfora".
Pamiętam serial "Tomek i pies", o przygodach chłopca i jego psa. Był taki odcinek, jak Tomek dorobił do psiej budy kółka, żeby jego pies mógł się przemieszczać. Pies wyruszył na spacer, kółka skrzypiały, więc gdy zajechał na podwórko w którym ktoś naprawiał samochód, mechanik zakropił kółka olejem i pies pojechał dalej.
Innymi serialami dla dzieci z końca lat 60-tych, były "Z przygodą na ty" i "Dzieci z naszej szkoły". Ten pierwszy jest dostępny w Internecie, zresztą od czasu do czasu jest powtarzany. Z drugiego znalazłem tylko piosenkę z czołówki "Kiedy człowiek ma te swoje dziesięć lat" i się wzruszyłem (na stare lata łatwo mi to przychodzi
Już na pewno nie był dobranocką teatrzyk kukiełkowy dla dzieci, prezentowany zawsze w niedzielę około południa. Zaczynał się przywitaniem przez dwie kukiełki, chłopca i dziewczynki - Kubusia i Agnieszkę. Kubuś był piegowaty i rozczochrany, Agnieszka miała dwa kucyki. Śpiewali piosenkę zacytowaną już w temacie Nostalgii "Teatrzyk w koszu" (tego tytułu nie pamiętam), potem były różne teatrzyki kukiełkowe. Zapamiętałem, że w każdą niedzielę po Kubusiu i Agnieszce, zaczynał się w TV program rolniczy "Przemiany", zapamiętany przeze mnie jako najnudniejszy program ówczesnej telewizji.
No i był jeszcze oczywiście "Miś z okienka". Odcinków z Bronisławem Pawlikiem nie pamiętam, musiały być wcześniej, pamiętam Stanisława Wyszyńskiego. Kultowego tekstu "pocałujcie misia w dupę" też nie pamiętam, podejrzewam że to miejska legenda. Programem który zastąpił "Misia", była "Pora na Telesfora".
Re: Moje pierwsze dobranocki
Napiszę teraz o dwóch serialach komediowych, które na pewno nie były dobranockami, ale były emitowane przez polską telewizję w latach 60-tych.To jedne z moich najstarszych wspomnień. Obydwa seriale szły w niedzielę koło południa
Pierwszy serial, to "Koń który mówi", dzisiaj zakwalifikowalibyśmy go jako familijny. Głównym bohaterem był koń Ed, który rzeczywiście umiał mówić (serial był dubingowany) i jego właściciel. Rozmawiali na różne tematy, a w tym czasie toczyło się życie amerykańskiej rodziny i jej sąsiadów. Z tego co pamiętam, to tylko pan domu wiedział, że koń mówi, chyba nawet żona o tym nie wiedziała, pamiętam powtarzający się tekst "z kim rozmawiałeś ?". Sąsiedzi mieli nieznośnego syna, który znęcał się nad koniem. Największe wrażenie na mnie jako dziecku, robiły efekty specjalne z mówiacym koniem.
Drugim serialem były "Czarownice", Wikipedia podaje, że miał tutuł "Ożeniłem się z czarownicą", ale to chyba dosłowne tłumaczenie angielskiego tytułu, ja go zapamiętałem inaczej. To też był fim familijny, bohaterka była przykładną żoną i gospodynią, starała się zachowaywać jak normalna osoba, a jej przyjaciółka, czarownica (może to była matka) stale ją nakłaniała do posługiwania się czarami. Pamiętam odcinek, jak pani domu (Samantha jak pisze Wikipedia) ugniatała rękami ciasto, a druga czarownica mówiła, żeby dała spokój i zmieniała je w gotowy tort. Samanta mówiła, że woli tradycyjnie i ponownie zmianiała tort w surowe ciasto.
Obydwa seriale są do znalezienia w Internecie, oczywiście tylko w oryginale.
Pierwszy serial, to "Koń który mówi", dzisiaj zakwalifikowalibyśmy go jako familijny. Głównym bohaterem był koń Ed, który rzeczywiście umiał mówić (serial był dubingowany) i jego właściciel. Rozmawiali na różne tematy, a w tym czasie toczyło się życie amerykańskiej rodziny i jej sąsiadów. Z tego co pamiętam, to tylko pan domu wiedział, że koń mówi, chyba nawet żona o tym nie wiedziała, pamiętam powtarzający się tekst "z kim rozmawiałeś ?". Sąsiedzi mieli nieznośnego syna, który znęcał się nad koniem. Największe wrażenie na mnie jako dziecku, robiły efekty specjalne z mówiacym koniem.
Drugim serialem były "Czarownice", Wikipedia podaje, że miał tutuł "Ożeniłem się z czarownicą", ale to chyba dosłowne tłumaczenie angielskiego tytułu, ja go zapamiętałem inaczej. To też był fim familijny, bohaterka była przykładną żoną i gospodynią, starała się zachowaywać jak normalna osoba, a jej przyjaciółka, czarownica (może to była matka) stale ją nakłaniała do posługiwania się czarami. Pamiętam odcinek, jak pani domu (Samantha jak pisze Wikipedia) ugniatała rękami ciasto, a druga czarownica mówiła, żeby dała spokój i zmieniała je w gotowy tort. Samanta mówiła, że woli tradycyjnie i ponownie zmianiała tort w surowe ciasto.
Obydwa seriale są do znalezienia w Internecie, oczywiście tylko w oryginale.
- Marecki384
- Posty: 283
- Rejestracja: 30 gru 2010, o 08:12
Re: Moje pierwsze dobranocki
Niech i ja powspominam dobranocki:
- Wilk i zając
- Przygody kota Leopolda (Radziecka odpowiedź na Toma i Jerrego) dwie myszy go gnębiły a na koniec zawsze było
Wybaczysz nam Leopoldzie ?
Oczywiście,należy żyć w przyjaźni
-Smurfy
-Pszczółka Maja
-Wuzzle
-Bolek i Lolek
- Miś Coralgol
-Miś Uszatek
-Muminki
- Wiewiórcze opowieśći (Początek lat 90)
- Mapeciątka
-Kacper i przyjaciele
-He Man
- Czarnoksiężnik z Oz
-Podróże Kapitana Klipera
-Tajemnice Wiklinowej Zatoki
- Wilk i zając
- Przygody kota Leopolda (Radziecka odpowiedź na Toma i Jerrego) dwie myszy go gnębiły a na koniec zawsze było
Wybaczysz nam Leopoldzie ?
Oczywiście,należy żyć w przyjaźni
-Smurfy
-Pszczółka Maja
-Wuzzle
-Bolek i Lolek
- Miś Coralgol
-Miś Uszatek
-Muminki
- Wiewiórcze opowieśći (Początek lat 90)
- Mapeciątka
-Kacper i przyjaciele
-He Man
- Czarnoksiężnik z Oz
-Podróże Kapitana Klipera
-Tajemnice Wiklinowej Zatoki
Re: Moje pierwsze dobranocki
Czarnoksiężnik z OZ to była jedna z moich ulubionych bajek. Leciała chyba na przełomie 1986/87. Lubiłem też czechoslowacką "Lunetkę" oraz Sąsiadów. Pamiętam Misia Uszatka, Colargola i Kuleczkę. Kuleczkę lubiłem bardziej niż Colargola, choć nie pamiętam za bardzo fabuły, ale za to pamiętam gdy emisja bajki się skonczyła.