Nostalgiczne tytuły

Powered by Spearhead Software Labs Joomla Facebook Like Button

CIUCHCIA
Spisał dla Was przejrzyście autor programu czyli ODJAZDOWY Andrzej Marek Grabowski. Serdeczni za to mu dziękuję.
Zdjęcia pochodzą z archiwum Andrzeja Grabowskiego.

ciuchcia 01

Była połowa roku 1991, kierowniczka Telewizji Najmłodszych, a jednocześnie autorka emitowanego od niedawna programu "Ciuchcia" Jadwiga Jasny-Mazurek na fali zachodzących w naszym kraju przemian została mianowana dyrektorką Redakcji Programów dla Dzieci i Młodzieży. Nowa szefowa zaprosiła mnie na rozmowę i przedstawiła propozycję nie do odrzucenia.
- Teraz będę miała za dużo obowiązków, żeby przygotowywać program, więc pomyślałam, że ty zajmiesz się "Ciuchcią" – powiedziała po wymianie wstępnych uprzejmości.
- Ale przecież mam mnóstwo roboty z "Lizakiem", nie dam rady ciągnąć dwóch programów – gwałtownie zaprotestowałem, bowiem "Ciuchcia" w takiej formie w jakiej istniała do tej pory, kojarzyła mi się przede wszystkim z łysawym panem, który wykrzywiając twarz zawodził straszliwym dyszkantem, a potem grał na fujarce i dzwoneczkach. Pozostałe części programu przedstawiały się dla mnie równie przerażająco. "Ciuchcia" miała zacięcie edukacyjne, a ja po "Wyprawach Profesora Ciekawskiego" nie chciałem już nigdy więcej katować dzieci nauką.  
- "Lizak" zdejmę z anteny – brzmiała twarda odpowiedź.
- Ale, ale… zupełnie nie czuję tego, co jest w "Ciuchci" – próbowałem się bronić. – To całkowicie nie moja bajka.
- Możesz wszystko zmienić!
- A…aha… - odetchnąłem.
- Tytuł też? – zapytałem z nadzieją.
- Dlaczego? – szefowa spojrzała na mnie groźnie. Z niepokojem dostrzegłem, że już zaczynała się nadymać i gulgotać.
- Nie podoba mi się, jest taki przestarzały, nijaki, brak w nim energii – próbowałem tłumaczyć.
- Jest bardzo dobry! – podniosła głos. – A poza tym mój tata był kolejarzem i to jest moje podziękowanie dla niego.
Ten argument mnie powalił, musiałem się zgodzić!

ciuchcia 02
Kulfon, Monika i Profesor Ciekawski gotowi do świąt.

Skoro tytuł "Ciuchcia" miał zostać, wymyśliłem podtytuł, który określał styl i przesłanie programu. Odjazd! Pierwszy, drugi, trzeci, i tak dalej. Jak wiadomo słowo "odjazd" ma co najmniej dwa znaczenia. I to drugie, mniej dosłowne, bardzo mi odpowiadało. Program miał być odjechany i odjazdowy.
Mówiąc gwarą warszawską "przeflancowałem" z "Lizaka" do "Ciuchci" aktorów znanych jeszcze z "Wypraw Profesora Ciekawskiego" Mirka Wieprzewskiego i Zbyszka Poręckiego czyli Kulfona i Monikę. Wspierał ich aktor Teatru Nowego w Warszawie Jacek Kałucki, chociaż już nie w roli docenta Doświadczalskiego. Profesor Ciekawski w moim wykonaniu miał przewodzić temu wesołemu towarzystwu.
Ponieważ program powinien się zaczynać z przytupem napisałem słowa energetycznej, wesołej piosenki czołówkowej, do której muzykę skomponował niezastąpiony Krzyś Marzec. Niestety, jak wszystkie produkcje dla dzieci "Ciuchcia" była niskobudżetowa, więc na początku nie stać nas było na porządną animowaną czołówkę i przerywniki.
Piosenka informowała dzieci, że zaczyna się:
"Odjazd – semafor podniósł dłoń,
odjazd – stalowy dyszy koń,
odjazd – megafon woła nas,
odjazd, już program zacząć czas".
W obrazku straszyła widzów siermiężna plansza z dorysowanymi dłonią Magdy Jasny, późniejszej Pani Kredki, elementami.

Czołówka "Ciuchci" z 1991 roku.

Chciałem, żeby nowy magazyn był wesoły, ale jednocześnie, by oglądające go dzieci dowiadywały się czegoś interesującego i wartościowego. Program miały wypełniać piosenki, teatrzyki Kulfona i Moniki, zagadki, ciekawe felietony i zabawy plastyczne. Jednym słowem miał to być magazyn pełen zwariowanej akcji, zabawnych dialogów i najwyżej szczypty zdrowego rozsądku.

ciuchcia 03
Kulfon, Monika i Maciek Kujawski jako smok.

Scenografię stworzyła Anna Wunderlich, późniejsza zdobywczyni kilku Orłów za scenografię filmową na festiwalu w Gdyni, a do współreżyserowania namówiłem mojego przyjaciela, doświadczonego i niezwykle zdolnego realizatora i reżysera telewizyjnego Andrzeja Dźwierżyńskiego, który jak nikt inny potrafił zorganizować pracę na planie w studiu. Mieliśmy stałą ekipę techniczną: sprawdzonych operatorów, dźwiękowców, oświetleniowców i montażystów – można było zacząć się bawić, choć… w trakcie każdego nagrania ta zabawa stawała się nerwową harówką. Przede wszystkim studio nie było przystosowane do nagrywania scen z udziałem lalek. W programach typu Muppet Show czy Ulica Sezamkowa scenografia jest zbudowana bardzo wysoko, aktorzy dysponują specjalnymi korytarzami, którymi mogą między jej elementami chodzić, nosząc lalki nad sobą, na Woronicza studia są za niskie, kiedy próbowaliśmy postawić elementy scenografii na podestach, okazało się, że kamery widzą podwieszone pod sufitem reflektory. W związku z tym aktorzy lalkarze musieli zostać "sprowadzeni do parteru" – ukryci za biurkiem, łóżkiem, fotelem. Było to kłopotliwe, bowiem często znad mebli wystawały ich głowy, trzeba było przerywać pracę i zaczynać nagrywanie scenki od początku. Poza tym na nagranie odcinka mieliśmy bardzo mało czasu, od wejścia do wyjścia ze studia około pięciu godzin, co biorąc pod uwagę liczne komplikacje, problemy techniczne i opóźnienia zmuszało do ciągłego pośpiechu. No, ale jakoś się udawało i nie zdarzyło się, byśmy nie zdążyli nagrać programu, choć prawie każde nagranie kończyło się w nerwowej atmosferze.

ciuchcia 04
Nagranie Ciuchci. Mirek Wieprzewski animuje Kulfona. Jak zwykle warunki pracy trudne.

Stałymi częściami Ciuchci były między innymi:
Teatrzyki Kulfona i Moniki
Piosenki i inne dźwięki
Rebuś
Pani Kredka
Ciuchciopodróże małe i duże
Gimnastyka buzi i języka

Tę ostatnią "cegiełkę", uczącą dzieci wyraźnej artykulacji i dobrej dykcji, prowadził popularny aktor Witor Zborowski, a towarzyszyła mu dwójka dzieci – chłopiec i dziewczynka. Pamiętam, że na jednym z nagrań wspomniany chłopiec, o ile pamiętam Piotruś, był bardzo markotny. Próbowałem go trochę rozweselić, wreszcie o przyczyny złego samopoczucia chłopca zapytałem jego mamę.
- A bo on jest chory, wczoraj miał 40 stopni gorączki – odpowiedziała.
- Ojej – przestraszyłem się. – To trzeba było go zostawić w domu. Jakoś byśmy sobie poradzili.
- Ale nie dał sobie nic wytłumaczyć – westchnęła mama. – Powiedział, że wolałby umrzeć, niż zrezygnować z nagrania.
Przy takim zapale i zaangażowaniu wykonawców efekt naszej pracy musiał być zadawalający.

ciuchcia 05
Czasami Kulfon i Monika występowali jako "duże postacie" w plenerze. Tutaj z ufoludkiem ( Jacek Kałucki).

Największą frajdę zaczęło mi sprawiać tworzenie zwariowanych teatrzyków Kulfona i Moniki. Dziś zostałyby one zapewne nazwane bajkami postmodernistycznymi, bowiem do tradycyjnych bajkowych wątków dodawałem nowoczesne elementy i mieszałem konwencje. Obok Mirka Wieprzewskiego i Zbyszka Poręckiego w Teatrzyku Niedużym występowali aktorzy tak zwanego "żywego planu": Jacek Kałucki, Potr Pręgowski, Ignacy Lewandowski z teatru w Kaliszu i Maciej Kujawski z teatru Kwadrat, którego głos dzisiaj zna cała Polska, bowiem od lat to on dubbinguje Kubusia Puchatka.
Każda bajka zaczynała się zapowiedzią przed zasuniętą kurtyną. Kulfon lub Monika anonsowali przedstawienie mniej więcej tak: "Wielce szanowna publiczności, Teatrzyk Nieduży ma kosmiczny zaszczyt przedstawić nieco szurniętą sztuczkę pod zagadkowym tytułem "O smoku podwawelskim zamienionym w kiełbasę". Rozlegał się gong i kurtyna się rozsuwała.
W bajkach często ktoś się w coś zamieniał, znikał, rozdwajał. Telewizyjne czary na blue-boxie były naszym chlebem powszednim, choć ze względu na ograniczenia techniczne i czasowe efekty zabaw mikserem nie zawsze były satysfakcjonujące.
Jednym z moich ulubionych dźwięków stosowanych w bajkach był odgłos galopującego konia, który się przybliżał zwiastując przybycie Kulfona. Kulfon, jako rycerz albo książę wołał "prrrr", koń rżał, a Kulfon ze świstem wpadał w plan i z hukiem lądował na jakimś elemencie scenografii, która z jeszcze większym rumorem się zawalała.
Czy takie entree mogło się nie podobać dzieciom?

Jedna z bajek w interpretacji Kulfona i Moniki.

Czasami ze względu na trudne warunki, w jakich pracowali aktorzy dochodziło do niebezpiecznych sytuacji. Na przykład podczas jednego z nagrań teatrzyków, żaba Monika, grająca królewnę trzymała szablę, którą miała wręczyć dzielnemu pastuszkowi Kulfonowi. Nie wiem dlaczego nie była to drewniana czy styropianowa atrapa lecz prawdziwa broń. Prawdopodobnie ze względu na oszczędności, bo szablę można było za darmo przynieść z telewizyjnego magazynu, a atrapę trzeba było wykonać i za nią zapłacić. W każdym razie szabla wymsknęła się żabie z pyska – lalka rękami nie mogła niczego ciężkiego trzymać, była w stanie najwyżej nimi machać lub poprawiać z wdziękiem rzęsy – i walnęła w głowę trzymającego Kulfona Mirka. Polała się krew! Dobrze, że Mirek nie stracił nosa albo ucha! Czy można sobie wyobrazić Kulfona bez ucha?!
Trudne sytuacje zdarzały się dość często. Wynikały one z braku miejsca, braku czasu na próby, ciągłego pospiechu czy nieodpowiednich rekwizytów.

ciuchcia 06
Autor programu Andrzej Marek Grabowski oraz piękna księżniczka. Tym razem grał tę rolę Piotr Pregowski.

Nową postacią, wymyśloną do Ciuchci był Rebuś – lalka z trzema rękami, specjalista od zagadek, trudnych pytań i… oczywiście rebusów. Postrzelony Rebuś śpiewał o sobie na melodię kankana tak:
Kto mnie zna to ręka w górę,
Kto mnie nie zna to dwie ręce,
Kto wie jaki jestem mądry
Rąk podniesie jeszcze więcej!
Rebusia grał wspomniany wcześniej Piotr Pregowski, aktor, obdarzony ogromnym poczuciem humoru, który potrafił na planie a vista prowadzić dowcipne rozmowy z dziećmi. "Pregol" znany był między innymi z takich filmów jak "Miś" i "Zmiennicy", a po wielu latach miał jeszcze zabłysnąć jako Patryk Pietrek z "Rancza".

Profesor Ciekawski, Rebuś oraz zaproszone dzieci w kolejnej rundzie pytań.

Inną ciekawą postacią, którą powołałem do życia w Ciuchci był Majster Bez Piątej Klepki, grany przez Macieja Pietrzyka. Scenki przez niego kreowane stanowiły żartobliwe nawiązanie do emitowanego przez wiele lat programu "Zrób to sam", gdzie znakomity Adam Słodowy czarował widzów robiąc coś z niczego: samolot, wiatraczek, samochód. W Ciuchci Majster wykonywał absurdalne zadania i nigdy nic mu się nie udawało, trochę jak szwedzkiemu kucharzowi w Muppet show.
Majster w skomponowanej przez siebie piosence śpiewał przy akompaniamencie gitary tak:
"… wymyślę specjalnie dla dzieci
        przedmioty zupełnie bez sensu:
        nóż z gumy, but z piasku, szkło z waty
i silnik do babci kredensu…"

Maciej Pietrzyk jest artystą plastykiem, jego doświadczenie aktorskie nie było duże, zasłynął jako bard Solidarności, trafił do programu dzięki Jackowi Kałuckiemu, z którym występował w podziemnych spektaklach w czasie stanu wojennego. Maciek w czasie nagrań miał straszną tremę, trzęsły mu się ręce, mylił tekst, co paradoksalnie nadawało postaci Majstra Bez Piątej Klepki dużo autentyzmu.   
Szczerze mówiąc, dzisiaj, po wielu latach nie wiem, czy był większy sens w pokazywaniu dzieciom szalonych scenek ze zwariowanym Majstrem, wtedy wydawały mi się one zabawne, dowcipne i rozwijające wyobraźnię. Czy tak było naprawdę muszą ocenić widzowie.

Program "Ciuchia" dość szybko osiągną dużą popularność i zdobył serca nie tylko dzieci, ale także ich rodziców. Bez wątpienia, jednym z największych atutów była brawurowa gra aktorów, zwłaszcza Kulfona i Moniki, dzięki nim lalki naprawdę żyły, a pisane przeze mnie dialogi brzmiały zabawnie.
Dzieciom podobało się, że Kulfon prezentował dość niekonwencjonalną kindersztubę, inaczej mówiąc potrafił być czasami niegrzeczny, choć z drugiej strony miał złote serce i nigdy nikomu nie wyrządził krzywdy. Przywitanie Kulfona: "Cześć, czołem, kluski z rosołem" albo "… kluski pod stołem" stanowiło jego znak firmowy.  
Ważne były także śpiewane, przede wszystkim przez Kulfona i Monikę piosenki, do których muzykę komponował, jak zwykle w moich programach, twórca wielu dziecięcych przebojów Krzyś Marzec. "Kulfon, co z ciebie wyrośnie", "Mole książkowe", "Bursztynek", "Witaminki" czy śpiewana przez żabę Monikę "Pojdę przez park sama", zaczynająca się od słów "Kulfon, mam cię naprawdę dość" do dziś są chętnie śpiewane i słuchane przez kolejne pokolenia dzieci i rodziców.

ciuchcia 07
Autor Czołówki i przerywników do Ciuchci Leszek Gałysz w towarzystwie lalek.

Po kilku latach nasz program dorobił się wreszcie prawdziwej, animowanej czołówki i animowanych kilkusekundowych przerywników, zaprojektowanych i wyreżyserowanych przez mistrza animacji, mojego, niestety już nie żyjącego przyjaciela – Leszka Gałysza.  

Czołówka "Ciuchci" autorstwa Leszka Gałysza.

Gdy myślę o tamtych czasach przypomina mi się pewna związana z Ciuchcią, zabawna, choć nieco niecenzuralna historia. Otóż, pewnego dnia szedłem na montaż programu i gdy dotarłem do piętra, na którym znajdują się montażownie usłyszałem chóralny śmiech dobiegający z jednego z pomieszczeń. Okazało się, że to montażownia, gdzie miał się za chwilę zacząć montaż Ciuchci. W pokoju stało kilku zaśmiewających się montażystów. Jaki był powód ich radości? Otóż "mój" montażysta Darek Dąbrowski przeglądając przed pracą materiał ze studia natrafił na ciekawą scenkę, która tak go rozśmieszyła, że postanowił zaprezentować ją kolegom. Ich też rozbawiła do tego stopnia, że od dobrej chwili oglądali ją wielokrotnie, za każdym razem skręcając się ze śmiechu. Byłem bardzo ciekaw, co tak śmiesznego udało się nam nagrać?
Gdy wszedłem do pokoju zatrzymany na monitorze obraz przedstawiał trzy lalki: Kulfona, Monikę i Zająca Poziomkę…
Tu muszę zrobić małą dygresję dla mniej znających dawne programy dla dzieci. Zając Poziomka występował kiedyś w innym magazynie – Tik-Taku. Bardzo lubiłem sympatycznego zajączka, wymyśliłem dla niego imię, napisałem cykl wieczorynek, z nim i jego narzeczoną Rozamundą (głos Ewy Ziętek) w rolach głównych, pisałem komentarze do kręconych w lesie przez znakomitego operatora Andrzeja Stanisławskiego filmików z udziałem Poziomki. Rolę zająca grał wybitny aktor lalkarz Stefan Pułtorak, znany miedzy innymi z roli smoka Teodora w programie Pora na Telesfora i krasnala Hałabały w Domowym Przedszkolu. Zajączek mówił głosem delikatnym, był wrażliwy i często zakłopotany, co próbował nadrabiać udawaną pewnością siebie i mało wiarygodnymi przechwałkami. Ponieważ pisałem dla Poziomki teksty, można powiedzieć, że był jedną z lalek z "mojej stajni", postanowiłem, że przypomnę go w Ciuchci. Nie pamiętam już w jakim charakterze zając się zjawił, chyba po prostu był potrzebny w którymś z teatrzyków. W każdym razie delikatny Zajączek znalazł się w programie w towarzystwie Kulfona i Moniki. Aktorzy Mirek i Zbyszek byli bardzo zaprzyjaźnieni, reprezentowali zdecydowanie męskie poczucie humoru i trochę sobie z wrażliwego Stefana Pułtoraka w trakcie nagrania żartowali.
W tym momencie wróćmy do fragmentu zarejestrowanej w studiu scenki. A wyglądała ona tak: Kulfon i Monika rozmawiają o czymś przy biurku, gdy nagle w trakcie kwestii żaby spod biurka wychodzi zając Poziomka ze słowami:
- Jestem, już jestem, dzień dobry…
Na co zaskoczeni żaba i Kulfon odwracają się do niego i żaba, skrzeczącym głosem Moniki, nie wypadając z teatralnej konwencji mówi:
- Ty, zając, gdzie się wpierdalasz?!
Na co zakłopotany Poziomka swoim cienkim, zajęczym głosikiem odpowiada:
- Ojej, przepraszam, za wcześnie wyszedłem, pa pa.
I znika.
No cóż, wyglądało to rzeczywiście zabawnie. 

ciuchcia 08
Redakcja miesięcznika Ciuchcia: Jolanta Marcolla (naczelna graficzka), Joanna Strzelecka ( zastępczyni redaktora naczelnego),
Kulfon (muza redakcji) i Andrzej Marek Grabowski (redaktor naczelny).

W pewnym momencie "Ciuchcia" zaczęła rozszerzać zakres działalności. W roku 1994 udało mi się namówić Wydawnictwo TVP do wydawania miesięcznika "Ciuchcia".  Skromne pisemko osiągnęło ogromny sukces, sprzedawało się w ponad dwustutysięcznym nakładzie. Być może pobiliśmy swoisty rekord, otóż nakład pierwszego numeru miesięcznika rozszedł się w dziewięćdziesięciu ośmiu procentach! Tu ukłon przed moimi współpracowniczkami, bez których pismo Ciuchcia nie mogłoby istnieć: Jolą Marcollą, Joasią Strzelecką, Anią Królik i Martą Jurzyńską.  
Program "Ciuchcia" stał się chyba pierwszą w naszym kraju produkcją multimedialną. Poza programem i miesięcznikiem, powstały także dwie serie filmów animowanych z Kulfonem i Moniką ("Kulfon, co z ciebie wyrośnie" oraz "Bardzo przygodowe podróże Kulfona". W tym drugim cyklu występował również Profesor Ciekawski), wydawaliśmy kasety magnetofonowe, a później płyty cd z piosenkami z programu oraz kasety VHS z wybranymi teatrzykami. Ukazał się także komiks z przygodami Kulfona i Moniki. Wydawnictwo Podsiedlik w roku 1996 wydało książkę "Kulfon i Monika. Zapraszamy do przygody."

Programy dla dzieci były do pewnego czasu emitowane w godzinach popołudniowych, co sprawiało, że docierały do ogromnej liczby widzów. Nie pamiętam dokładnych danych procentowych dotyczących tak zwanej oglądalności, ale Ciuchcia miała kilkumilionową widownię. Świadectwem popularności programu były listy nadchodzące w związku z ogłaszanymi na antenie konkursami. Czasami worki z kartkami pocztowymi zajmowały połowę redakcyjnego pokoju! Kilka osób w redakcji odpisywało na listy dzieciom, a czasami także rodzicom czy dziadkom i wysyłało paczki z nagrodami i drobnymi upominkami.

ciuchcia 09
Kompozytor wszystkich ciuchciowych przebojów Krzysztof Marzec ( Pan Tik-Tak)
w towarzystwie wybitnych piosenkarzy.

Niestety czas antenowy w połowie lat dziewięćdziesiątych stał dla decydentów bardzo cenny, dlatego programy dla dzieci zostały przeniesione na godziny poranne. Było to posunięcie całkowicie absurdalne, bo przecież rano dzieci spędzają czas w szkołach i przedszkolach. Cała Redakcja Programów dla Dzieci i Młodzieży śmiała się przez łzy, żartując, że tworzymy programy dla chorych dzieci. Oczywiście niektóre dzieci chodziły do szkoły na zmiany, więc miały szansę na obejrzenie programów, inne oglądały Kulfona i Monikę w TVP Polonia, która emitowała Ciuchcię ok. godziny 17-tej, wiem, że sporo osób nagrywało programy na magnetowidy i odtwarzało w dogodniejszej porze. Niemniej przeniesienie emisji programów dla dzieci na godziny, w których dzieci nie mogły ich oglądać było pomysłem co najmniej kontrowersyjnym.  

Ciuchcia istniała do 2000–go roku, została zdjęta z anteny z powodów znanych jedynie dyrekcji programu pierwszego TVP. Oczywiście razem z programem zniknął także wydawany przez TVP miesięcznik. A szkoda, bo kapitał popularności, jaki zdobyła Ciuchcia był ogromny i można było go naprawdę sensownie wykorzystać.
Jako ciekawostkę mogę przytoczyć moją rozmowę ze znajomym redaktorem naczelnym innego pisma dla dzieci, wydawanym w naszym kraju przez zagraniczny koncern, który po zniknięciu z rynku miesięcznika Ciuchcia stwierdził:
- Muszę chyba napisać list z podziękowaniem do prezesa Telewizji.
Widząc moją zdziwioną minę dodał:
- Od kiedy Ciuchcia przestała się ukazywać sprzedaż każdego numeru… - tu wymienił tytuł swojego pisma – wzrosła nam o 50 tysięcy egzemplarzy.  
I to by było na tyle. Cześć, czołem, Ciuchcia z rosołem!

Więcej grzechów nie pamiętam, ale być może przesłuchiwany mógłbym sobie jeszcze coś przypomnieć :)