Powered by Spearhead Software Labs Joomla Facebook Like Button

ARTUR RUDUCHA I DANIEL KOZIARSKI - wywiad


Już w sprzedaży (a przynajmniej tej wysyłkowej) z lekkim opóźnieniem (14-go zamiast 10-go października) ruszyła sprzedaż kolejnej części przygód Kapitana Szpica zatytułowanej "Kapitan Szpic i popielniczka z negatywką" (dla niezorientowanych jest to przeróbka tytułu "Zapalniczka z pozytywką"). Autorami tego komiksu jak i poprzednich dwóch zeszytów czyli "Wielki cyrk" i "Czarna niechcesete" są Daniel Koziarski (scenariusz) oraz Artur Ruducha (rysunki). Korzystając z okazji chciałem nieco zaprezentować pogląd autorów na to co tworzą i zadałem im kilka pytań ... będzie trochę nostalgicznie:

ruducha koziarskiArtur Ruducha i Daniel Koziarski


Wasze pierwsze spotkanie z komiksem co to było? Nieśmiertelny Świat Młodych z komiksem na ostatniej stronie czy może słynne kolorowe zeszyty (nazwa komiks była zakazana) z Relaxem na czele czy przygodami Kapitana Żbika czy innych bohaterów?

Artur: Tak, jak podejrzewam u większości w czasach PRLu, spotkanie z komiksem to był oczywiście “Swiat Młodych” i czatowanie w kioskach na kolejne jego numery. Z czasem rodzice zaprenumerowali mi tę gazetę i mogłem spokojnie kompletować odcinki komiksów, jakie wówczas były publikowane na jego łamach. Były też oczywiście tzw. kolorowe zeszyty i RELAX. Oraz ALFA. Bardzo lubiłem zwariowane “Tytusy” Papcia Chmiela  - z księgą o ratowaniu zabytków i wyspami nonsensu na czele.
Zaś kompletne oczarowanie komiksem nastąpiło w momencie, gdy zobaczyłem - właśnie w “Swiecie Młodych” “Podróż smokiem Diplodokiem” Tadeusza Baranowskiego (i inne jego autorstwa). To było coś niesamowitego!

Daniel: Szczerze mówiąc nie pamiętam już, co było pierwsze – komiksy drukowane w prasie czy kolorowe zeszyty. W każdym razie na pewno źródłem pierwszych i kolejnych komiksowych doświadczeń był dla mnie z jednej strony „Świat Młodych”, ale i „Wieczór Wybrzeża” drukujący paski Christy (do dziś pamiętam, ile frajdy potrafiły sprawić te dawkowane kadry), z drugiej komiksy kupowane w antykwariacie prowadzonym przy lokalnej księgarni (a tam trafić można było tak na klasyki jak i na mniej znane pozycje oraz np. magazyn „Relax” – współzawodniczyłem więc z kuzynem, kto wyłapie więcej fajnych rzeczy, ale to on zawsze miał jakoś więcej szczęścia), z trzeciej zaś nowości wydawnicze.  

Czytaliście w dzieciństwie każdy komiks, który Wam wpadł w ręce czy może mieliście jakieś tytuły za którymi nie przepadaliście?

Artur: Nie każdy. Można powiedzieć, że byłem wybredny jeśli chodzi o tematykę. Ale też jeśli chodzi o stylistykę. Najbardziej odpowiadały mi i trafiały do mnie komiksy Tadeusza Baranowskiego właśnie, z jego często absurdalnym, purnonsensowym podejściem do komiksu. Oczywiście realistyczne komiksy również poznawałem, był więc i Rosiński, Polch, Wróblewski, Kasprzak…

Daniel: Jeśli chodzi o komiksy, czytałem absolutnie wszystko, co wpadło mi w ręce. Usiłuję sobie przypomnieć jakiś tytuł, który nie wzbudzał mojego entuzjazmu, ale pamięć idealizuje wszelkie tytuły.

Komiksy ze Szpicem cechuje absurdalny humor. Jakie filmy z takim humorem lubiliście albo lubicie oglądać?

Artur: Latający cyrk Monty Pythona - nic dodać, nic ująć :D

Daniel: Miałem zawsze słabość do filmów z udziałem Lesliego Nielsena. Przy czym warto przypomnieć, że zanim jeszcze powstała „Naga broń”, był już nieco mniej znany serial „Police Squad!” (w Polsce znany jako „Brygada specjalna”) opowiadający o przygodach Drebina. Dla mnie to mistrzostwo świata w zakresie parodii – tam każda minuta filmu wypełniona jest gagami, żartami i odniesieniami. Bardzo mi zależało, żeby równie gęsto pod tym względem było w komiksach ze Szpicem. Lubię też bardzo humor brytyjski.

Jak wpadliście na pomysł stworzenia postaci Kapitana Szpica?

Artur: “Kapitan Szpic” powstał w odpowiedzi na klasycznego Kapitana Żbika - w odpowiedzi parodystycznej i humorystycznej. Brakowało nam takiego typu komiksu w polskim komiksowie, więc postanowiliśmy go po prostu stworzyć.

Daniel: Obaj uważamy, że w stosunku do komiksu w Polsce wyraża się zbyt wiele skrajności, więc postanowiliśmy stworzyć coś, co będzie jakoś tam stało w opozycji do tych skrajności – z jednej strony przekłuje zbyt nadęty balon powagi, z drugiej połączy nostalgię z jakąś nową, świeżą formułą opowieści, a przy tym będzie porządnie wykonaną, wielowarstwową całością.  

Czy scenariusz do kapitana Szpica w 100 procentach należy do Daniela czy może Artur też wtrącał swoje trzy grosze podczas tworzenia szkiców?

Artur: Daniela, który jest świetnym znawcą żbikowej serii i który pisze świetne scenariusze do kolejnych zeszytów. Ja odpowiadam w zasadzie za formę - rysunek, kolor - choć również mam swój skromny wkład w warstwę merytoryczną. No dobra, Daniela w 99% :D

Daniel: Artur jest tutaj zbyt skromny - wtrąca więcej niż trzy grosze i ma istotny udział w tworzeniu scenariusza. Powiedzmy, że ja wytyczam kierunek opowieści, ale wiele kwestii weryfikowanych jest w trakcie tworzenia szkiców, bo wychodzę z założenia, że to rysownik ma panować nad komiksem – bywa zatem, że na tym etapie Artur dzieli się swoimi wątpliwościami, proponuje jakieś zmiany i przekonujemy się wzajemnie. Co ważne – nigdy nie kłócimy. A bywa, że ja sam proszę go o jakąś twórczą ingerencję, bo mam poczucie, że z danej sceny można wycisnąć więcej, a ja doszedłem już do twórczej ściany. Ponadto Artur sam dorzuca często w trakcie prac nad komiksem jakieś rysunkowe błyskotki, gry słowne czy żarciki, którymi i mnie samego, oczywiście na plus, zaskakuje.

Danielu, jak to jest że prawnik oraz pisarz poważnych książek ma tyle zwariowanych pomysłów, które są przedstawione w serii przygód o Kapitanie Szpicu?

Część z moich książek w tym np. cykl „Socjopata” ma w sobie spory ładunek humoru i groteskowy charakter, więc to nie jest tak, że mam w sobie jakąś potrzebę stałej powagi i nagle „Kapitan Szpic” pojawił się jako ujście dla zwariowanych pomysłów. Jako z jednej strony konsument kultury i popkultury, z drugiej zaś twórca, w sposób naturalny mam nie tylko potrzebę dyskutowania o tym, co przeczytałem i zobaczyłem, ale również przetwarzania tego na własny sposób. Komiks poprzez bezpośrednie wizualizacje daje w tym względzie inne możliwości niż powieść.

kapitan szpic tryptyk

Kapitan Szpic to oczywiście puszczenie oczka do kolorowych zeszytów (wtedy tak nazywano komiksy) o przygodach Kapitana Żbika. Kiedy po raz pierwszy zetknęliście się z kapitanem i która z jego spraw była dla Was najciekawsza?

Artur: Nie pamiętam dokładnie, kiedy… Ale pamiętam, że zeszyt pt. Spotkanie w “Kukerite” zrobił na mnie wrażenie - prawdopodobnie przez to, jak Grzegorz Rosiński narysował “zagranicę” (nieważne że socjalistyczną). Za czasów PRLu wyjechać poza granicę Polski to było marzenie!

Daniel: Nie pamiętam, kiedy pierwszy raz zetknąłem się z kapitanem Żbikiem, ale z racji, że jestem rocznikiem siedemdziesiątym dziewiątym, były to lata osiemdziesiąte, już po zamknięciu serii i to był z pewnością Żbik nabyty w antykwariacie. Przyznam, że część Żbików poznałem dopiero w dorosłym życiu. Z poszczególnymi zeszytami wiążą się dla mnie konkretne wspomnienia. Pamiętam np. jak w 1987 oczekiwałem w napięciu i nerwach na narodziny brata i wtedy wpadł mi w ręce „Złoty Mauritius”, który skutecznie „odwrócił” moją uwagę i zupełnie mnie zafascynował swoją fabułą i dynamiką. Może właśnie do tego tytułu mam największy sentyment. Wielkie wrażenie zrobiły na mnie też w dzieciństwie miniseria „cyrkowa” i „Człowiek za burtą”.

Czy w dzieciństwie przejawialiście zainteresowanie tym co robicie teraz? Co Was przekonało do pracy jaką obecnie wykonujecie?

Artur: Rysowałem właściwie od zawsze, odkąd pamiętam. Od dzieciństwa wiedziałem, że w przyszłości zostanę plastykiem i tak też się stało. Akurat w moim przypadku jest to zupełnie naturalna kolej rzeczy.

Daniel: Jeśli chodzi o prawo, nie miałem w rodzinie prawników i nie sądziłem w sumie, że tak – jakąś siłą rozpędu - się to potoczy. Jeśli chodzi o pisanie, to przejawiałem nim zainteresowanie od szkoły podstawowej. I może w tym miejscu opowiem taką anegdotę – napisałem kiedyś na lekcję polskiego opowiadanie kryminalne i dostałem szóstkę z wykrzyknikiem. Polonista stwierdził, że znakomicie sparodiowałem siermiężną literaturę milicyjną. Tyle że ja napisałem to całkiem serio, ale oczywiście wstyd byłoby wyprowadzać go z błędu.

Czytając "Czarną niechcesetę" to mam wrażenie że - cytując fragment z pewnego komiksu - "nakręcił Was zegarek" a w rzeczywistości odniosłem wrażenie że byliście nakręceni przez humor dwusytuacyjny stosowany w komiksach Tadeusza Baranowskiego. Wcześniej Arturze, narysowałeś komiks "To rozśmiesza, to porusza… Czar komiksów Tadeusza!", który był jakby ukłonem w kierunku postaci stworzonych przez Baranowskiego. Czy komiksy ze Szpicem i znajdujący się tam dwusytuacyjnyme gagi oraz żarty to można by uznać za ukłon w stronę twórcy przygód Kudłaczka i Bąbelka, Profesorka Nerwosolka czy Orient-Mena? Czy może po prostu Wasz bawi ten humor?

Artur: Często słyszę opinię o moim rysowaniu, że w warstwie rysunkowej jest to połączenie stylu Baranowskiego i Pawel, zaś w warstwie merytorycznej jest przywoływany właśnie Tadeusz - podejście do komiksu z zabawą słowem może przywodzić takie skojarzenia. Dla mnie jest to z jednej strony powód do dumy, a z drugiej jest jednak pewna „łatka” - przecież wiadomo, że Mistrz Tadeusz jest tylko jeden!

Daniel: Na pewno komiksy Tadeusza Baranowskiego wpłynęły na nas obu twórczo, bo obu nam odpowiada ten rodzaj humoru. Z pewnością komiksowe dzieła Tadeusza Baranowskiego mają w sobie wielki walor uniwersalności i ponadczasowości i są w stanie obronić się i dziś bez argumentu nostalgii.    

Powiedz mi Arturze, czy z pracy rysownika czy ilustratora komiksowego można wyżyć?

Z pracy ilustratora - tak, z rysownika/ilustratora komiksowego - wątpię. Ale oczywiście mogę się mylić - ja w każdym razie nic na ten temat nie wiem. Jedno jest natomiast pewne: rysując komiks można naprawdę… się wyżyć! :D

Która z trzech części przygód Szpica była dla Was dużym wyzwanie. Pierwsza (bo dlatego że była pierwsza), czy może ta najnowsza (bo tymi dwiema już podnieśliście sobie poprzeczkę)?

Artur: Nie wiem jak dla Daniela, ale dla mnie pierwsza - nie wiedziałem, jak ostatecznie wyjdzie nam ten komiks i w tym sensie było to duże wyzwanie: abyśmy z jednej strony jako autorzy mogli poczuć satysfakcję z tworzenia komiksu, z drugiej zaś sprawić, aby Czytelnicy byli zadowoleni z naszych “kolorowych zeszytów”.

Daniel: Myślę, że w swoim pytaniu zawarłeś zarazem prawidłową odpowiedź. Każda część była wyzwaniem. Pierwsza dlatego, że stanowiła wejście na nieznane terytorium, wiązały się z nią obawy dotyczące przyjęcia komiksu otwierającego potencjalną serię itd. Tworzenie kolejnych to z kolei wyzwania związane z tym, żeby wykonać taką pracę, żeby nie tylko nie zadziałało „prawo sequela”, ale żeby pokazać, że seria ma rację bytu. A z tym wiąże się chęć ciągłego podnoszenia poprzeczki, zaskakiwania czytelnika i zarazem wyciągania wniosków z konstruktywnej krytyki.
 
Dziękuję Wam za odpowiedzi i za poświęcenie czasu na ich udzielenie.